Odette Mukankusi pamięta każdy szczegół tamtego czwartkowego poranka, 7 kwietnia 1994 r. Była ósma rano. Nie zdążyła przygotować śniadania, gdy bracia jej męża spostrzegli dym z komina ich sąsiada, Patrice’a Nyirinkindi.
– Zastanawialiśmy się, skąd ten dym. Myśleliśmy, że wszyscy Tutsi z naszej wioski uciekli dzień wcześniej. Gdy zdecydowałam się dołączyć do szwagrów, którzy poszli do domu Patrice’a sprawdzić, co się dzieje, wiedziałam, że jak go znajdziemy, oni go zabiją – opowiada mi Odette.
Zastali Patrice’a z czwórką dzieci. Powiedział, że został, bo nie zrobił żadnemu Hutu krzywdy i nie ma powodów, by uciekać. Jeden ze szwagrów Odette wyciągnął maczetę. Patrice i jego 10-letnia córka nie mieli szans, zginęli od ciosów zadanych przez mężczyzn. Trójka dzieci rzuciła się do ucieczki. Dwojgu się udało, ale zabójcy dopadli starszą dziewczynkę, Kantaramę.